Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Karambol w Kowiesach: Między służbami ratunkowymi panował chaos?

Jarosław Kosmatka
Jarosław Kosmatka
Z nagrań rozmów pomiędzy dyspozytorami pogotowia ratunkowego w Łodzi, Rawie i Grodzisku oraz Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Łodzi, wyłania się chaos panujący w czasie akcji ratunkowej na tragicznym karambolu w Kowiesach. Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz zapowiedział kontrolę we wszystkich jednostkach, które uczestniczyły w pracach.

Do wypadku doszło w nocy z soboty na niedzielę na trasie S8 w Kowiesach. Zderzyło się 11 aut, zginęły 3 osoby, a blisko 30 było poszkodowanych. Mimo, iż pierwsze zgłoszenie o wypadku wpłynęło do Centrum Powiadamiania Ratunkowego (CPR) w Łodzi o godz. 23.27, pierwsza karetka pojawiła się na miejscu dopiero o godz. 23.57.

Dyspozytor łódzkiego pogotowia ratunkowego przyjął zgłoszenie od operatora CPR o godz. 23.33. Potem przez blisko 3 minuty operator i dyspozytor ustalali między sobą dokładną lokalizację miejsca wypadku. W tym czasie powiadomiono też Rawę. Karetka wyjechała o 23.31.

Dyspozytor z Łodzi wysłał na miejsce karetkę specjalistyczną (lekarz+2 ratowników) ze Skierniewic. Pierwsza na miejsce dojechała jednak karetka podstawowa (2 ratowników) z Białej Rawskiej, której właścicielem jest szpital w Rawie Mazowieckiej. Na miejscu byli o 23.57. Ratownicy zameldowali, że wstępna ocena to 7 poszkodowanych.

- Nasz zespół dokonał wstępnego triażu [przyp. red. segregacji poszkodowanych pod względem obrażeń]. Mimo bardzo trudnych warunków atmosferycznych (bardzo gęsta mgła, widoczność ok. 0,5 m) ocenił miejsce zdarzenia, wstępną ilość osób poszkodowanych, obszar zdarzenia. Zebrane informacje zostały przekazana do CPR–Łódź. Następnie zespół przekazał koordynowanie medycznymi czynnościami ratunkowymi lekarzowi ze specjalistycznego zespołu ratownictwa medycznego ze Skierniewic - mówi Daniel Aptapski, dyrektor rawskiego szpitala.

Chwilę później na miejsce przyjechały dwa zespoły specjalistyczne - z Rawy Mazowieckiej i ze Skierniewic (ambulans łódzkiego pogotowia). Lekarz z łódzkiej karetki przekazuje informację, że nie potrzeba już na miejscu więcej karetek. W związku z tą informacją dyspozytor z Łodzi godzi się na zawrócenie karetki Falcka z Żyrardowa.

Na miejsce dojeżdża jeszcze zespół z Lipiec Reymontowskich. Później lekarz z łódzkiej karetki ponownie informuje dyspozytora, że na miejscu potrzebne są dodatkowe karetki. Jest już godz. 0.46, poszkodowani czekają na pomoc już blisko 50 minut.

Dyspozytor z Łodzi prosi Falck o pomoc. Na miejsce wysyłana jest karetka z Mszczonowa. Ratownicy dojeżdżają o 1.02, ponad półtorej godziny po pierwszym zgłoszeniu o wypadku. Meldunek ratownika jest przerażający. - Na miejscu są 3 karetki i nie ma lekarza, który twierdził wcześniej, że koordynuje działania ratownictwa medycznego - mówi Wiktor Łapiński, ratownik z Mszczonowa.

W tym czasie dyspozytor z Grodziska Mazowieckiego pyta łódzkiego dyspozytora m.in. o liczbę karetek wysłanych z Łodzi. Pada też pytanie, dlaczego nikt nie przeprowadził triażu.

W tej sytuacji po ratownikach z Białej Rawskiej koordynację przejął lekarz ze Skierniewic. Jednak zabrał dwoje rannych do karetki. Poinformował, że to czerwoni [przyp. red.potrzebujący natychmiastowej pomocy medycznej] i odjechał z miejsca wypadku do szpitala w Łodzi.

- Według mojej wiedzy przez ponad godzinę na miejscu wypadku nie przeprowadzono podstawowych czynności. Nikt nie posegregował rannych, nie wyznaczył strefy działań i wreszcie nikt nie zajął się powierzchownie rannymi osobami, które chodziły po całym terenie działań - mówi Aleksander Hepner, rzecznik polskiego Falcka. - Zrobił to dopiero nasz ratownik - dodaje Hepner.

Gdy pierwsza karetka odjeżdżała do Łodzi, na miejscu pozostawały jeszcze osoby uwięzione w pojazdach. Byli ranni wymagający pomocy medycznej zarówno w pierwszej jak i drugiej kolejności oraz osoby, które mniej ucierpiały w wypadku, tzw. zieloni. Ci ostatni chodzili po trasie, bo nie mieli się gdzie podziać. Dopiero około godz. 2 w nocy zostali ulokowani w rozstawionym przez straż pożarną podgrzewanym namiocie.

Na miejsce przyjechały jeszcze zespoły z kilku łódzkich i mazowieckich lokalizacji. Akcja ratunkowa z punktu widzenia medycznego zakończyła się o godz. 5.30 rano.

- Działaliśmy zgodnie z obowiązującymi procedurami. Niestety problemy z koordynacją działań na miejscu wynikały głównie z błędnych informacji zwrotnych, jakie otrzymywał nasz dyspozytor w Łodzi - mówi Danuta Szymczykiewicz, rzecznik Wojewódzkiej Stacji ratownictwa Medycznego w Łodzi.

Nagranie rozmów między dyspozytorami pogotowia:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na rawamazowiecka.naszemiasto.pl Nasze Miasto